Witam!
Cóż, postanowiłam, że będę pisać na tym blogu. Chcę po prostu mieć wszystko na jednym.
Tamten usunę 11.09.2015 r., :)
Prolog oraz rozdziały (1, 2, 3) pojawią się w jednej, tej notce.
Miłego czytania, jeśli ktoś nie czytał :)
Jeśli przeczytałeś/aś zostaw po sobie ślad w postaci komentarza :*
Prolog
Miłość? Co to tak właściwie jest? Nigdy się nad tym nie zastanawiałem,
tak na poważnie. Czy istnieje takie coś jak miłość od pierwszego
wejrzenia? A może to tylko zauroczenie, które potem zniknie tak szybko
jak się pojawi? Kiedyś w to nie wierzyłem, to znaczy w miłość. Imprezy,
dziewczyny na jedną noc... Czego chcieć więcej? Jednak tak było kiedyś.
Rozdział 1
Po skończonym, długim i wyczerpującym treningu, który akurat dziś jak
na złość, dłużył mi się niemiłosiernie - co mnie bardzo irytowało -
udałem się do szatni. Pot spływał po mojej twarzy, ledwo co mogłem iść.
Po tak intensywnych ćwiczeniach czułem niemal każdy mięsień. No, ale co
się dziwić? Za tydzień mieliśmy ważny mecz, do którego trzeba było się
dobrze przygotować.
Wszedłem spokojnym krokiem do pomieszczenia, otworzyłem szafkę, w
której miałem swoje rzeczy - ubrania, buty, telefon i inne. Wyjąłem z
niej ręcznik oraz odzież i udałem się pod prysznic.
Po około godzinie byłem już gotowy - wykąpany, ubrany i uczesany. Pożegnałem się z kolegami, których traktowałem jak braci i poszedłem na parking, gdzie znajdował się mój zaparkowany, biały samochód - tak, to mój ulubiony kolor. Wsiadłem do niego, torbę treningową rzuciłem na tylne siedzenie, zapiąłem pas, odpaliłem samochód i ruszyłem. Włączyłem oczywiście muzykę - bez której (nie ukrywam) nie mogę żyć.
W między czasie przypomniałem sobie, że należy się przedstawić. Cały ja - zapominalski. A więc tak. Nazywam się Neymar da Silva Santos Junior, mam 18 lat i mieszkam w Brazylii. Jestem piłkarzem wspaniałego klubu jakim jest Santos Futebol Clube oraz reprezentantem swojego kraju w piłce nożnej, rzecz jasna. Mam siostrę, której na imię Rafaela i przyszywanego brata Jo. Moi rodzice - Neymar Senior i Nadine - zawsze wspierają mnie w trudnych dla mnie chwilach. Mój najlepszy przyjaciel? Ganso. Tak, bez wątpienia. Za każdym razem mogę na niego liczy, a on na mnie. Jestem singlem. I szczerze - nie wierzę w miłość. Miłość? Nie dla mnie.
Nim się obejrzałem parkowałem pod domem. Wziąłem torbę, wysiadłem z samochodu i ruszyłem w stronę swojego domu. Wszedłem do środka, torbę rzuciłem w przedpokoju, po czym udałem się do salonu, w którym zastałem siostrę, mamę oraz tatę. Cała trójka siedziała na kanapie. Przywitałem się z nimi, a następnie usiadłem obok Rafaeli.
- Jak było na treningu? - zapytał mój ojciec. Za każdym razem, gdy wracałem z treningu tato pytał się mnie o to.
- Cóż, dzisiejszy trening był wyczerpujący, ale sam wiesz, że niedługo mamy ważny mecz, a co za tym idzie musimy ostro ćwiczyć. Daje z siebie wszystko, za każdym razem.
- Wierzę, że wygracie ten mecz - powiedział, a ja skinąłem głową, co miało znaczyć, że się z nim zgadzam.
W pewnym momencie zadzwonił mój telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz - dzwonił Ganso. Bez żadnego zastanowienia odebrałem.
- Cześć - przywitał się. - Zapomniałem ci powiedzieć, a raczej przypomnieć na treningu, że dzisiaj jest u mnie impreza, pamiętasz?
- Faktycznie - uderzyłem się ręką w czoło.
- To jak? - spytał. - Idziesz?
- Pomimo tego, że marzę tylko o tym, żeby się położyć, to przyjdę - powiedziałem, po czym się rozłączyłem.
Po około godzinie byłem już gotowy - wykąpany, ubrany i uczesany. Pożegnałem się z kolegami, których traktowałem jak braci i poszedłem na parking, gdzie znajdował się mój zaparkowany, biały samochód - tak, to mój ulubiony kolor. Wsiadłem do niego, torbę treningową rzuciłem na tylne siedzenie, zapiąłem pas, odpaliłem samochód i ruszyłem. Włączyłem oczywiście muzykę - bez której (nie ukrywam) nie mogę żyć.
W między czasie przypomniałem sobie, że należy się przedstawić. Cały ja - zapominalski. A więc tak. Nazywam się Neymar da Silva Santos Junior, mam 18 lat i mieszkam w Brazylii. Jestem piłkarzem wspaniałego klubu jakim jest Santos Futebol Clube oraz reprezentantem swojego kraju w piłce nożnej, rzecz jasna. Mam siostrę, której na imię Rafaela i przyszywanego brata Jo. Moi rodzice - Neymar Senior i Nadine - zawsze wspierają mnie w trudnych dla mnie chwilach. Mój najlepszy przyjaciel? Ganso. Tak, bez wątpienia. Za każdym razem mogę na niego liczy, a on na mnie. Jestem singlem. I szczerze - nie wierzę w miłość. Miłość? Nie dla mnie.
Nim się obejrzałem parkowałem pod domem. Wziąłem torbę, wysiadłem z samochodu i ruszyłem w stronę swojego domu. Wszedłem do środka, torbę rzuciłem w przedpokoju, po czym udałem się do salonu, w którym zastałem siostrę, mamę oraz tatę. Cała trójka siedziała na kanapie. Przywitałem się z nimi, a następnie usiadłem obok Rafaeli.
- Jak było na treningu? - zapytał mój ojciec. Za każdym razem, gdy wracałem z treningu tato pytał się mnie o to.
- Cóż, dzisiejszy trening był wyczerpujący, ale sam wiesz, że niedługo mamy ważny mecz, a co za tym idzie musimy ostro ćwiczyć. Daje z siebie wszystko, za każdym razem.
- Wierzę, że wygracie ten mecz - powiedział, a ja skinąłem głową, co miało znaczyć, że się z nim zgadzam.
W pewnym momencie zadzwonił mój telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz - dzwonił Ganso. Bez żadnego zastanowienia odebrałem.
- Cześć - przywitał się. - Zapomniałem ci powiedzieć, a raczej przypomnieć na treningu, że dzisiaj jest u mnie impreza, pamiętasz?
- Faktycznie - uderzyłem się ręką w czoło.
- To jak? - spytał. - Idziesz?
- Pomimo tego, że marzę tylko o tym, żeby się położyć, to przyjdę - powiedziałem, po czym się rozłączyłem.
***
Siedziałem na kanapie obok Ganso i popijałem drinka. Impreza zapowiadała się na udaną. Grała głośna muzyka, większość tańczyła. Z tu obecnych znałem prawie wszystkich, jedynie parę osób po raz pierwszy widziałem na oczy, ale wydawali się być wyluzowanymi ludźmi, a przynajmniej tak myślałem.
W pewnym momencie musiałem skorzystać z toalety, więc przeprosiłem na chwilę swojego przyjaciela, wziąłem do ręki pucharek z piwem i ruszyłem w stronę schodów, które prowadziły na górę. Skierowałem się w stronę toalety i gdy już chciałem otwierać drzwi, wpadłem na jakąś dziewczynę. Niestety wylałem na nią całą zawartość mojego pucharka. Jej koszulka miała teraz ogromną plamę. Spojrzała na swoje ubranie, a potem na mnie. Była naprawdę śliczna, miała piękne brązowe oczy i takiego samego koloru włosy. Ubrana była w biały top z cekinami i czarne getry. Miała makijaż, ale lekki, a nie mocny, tak jak większość kobiet w tym domu. Z zamyślenia wyrwał mnie jej głos, który nie miał miłego tonu, ponieważ zaczęła na mnie krzyczeć.
- Ty idioto! Jak ty łazisz?! Zobacz co zrobiłeś! - wskazała na swoją koszulkę. Stałem w osłupieniu, zupełnie nie wiedziałem co powiedzieć, co zrobić.
- Przepraszam - wydukałem. - Nie chciałem. Poza tym, wyluzuj.
- Wyluzuj?! Śmieszny jesteś! Idiota, debil, piłkarz, który myśli, że mu wszystko wolno... - nie dane było jej dokończyć, bo jej przerwałem.
- Możesz przestać?! Ty nie bądź śmieszna! To było przez przypadek! Przeprosiłem przecież - dziewczyna prychnęła, po czym mnie wyminęła i poszła na dół, a ja? Stałem tak przez jakieś dobre dziesięć minut. Kiedy się już ocknąłem, stwierdziłem, że pójdę do Ganso. Tak też zrobiłem.
Po około dwóch godzinach, powiedziałem przyjacielowi, że już się będę zbierał, ponieważ jutro mamy trening, a poza tym nie przyjechałem samochodem, bo wiedziałem, że będę pił, więc tak czy siak muszę wrócić na pieszo. Podziękowałem mu za zaproszenie i wyszedłem.
Nim się obejrzałem, byłem już w domu. Ruszyłem w stronę swojego pokoju i położyłem się na łóżku. Cały czas myślałem o tej pięknej dziewczynie.
Rozdział 2
Obudziły mnie promienie słoneczne, które zawzięcie próbowały przebić
się przez rolety dlo mojego pokoju. Ziewnąłem, przeciągnąłem się i
przewróciłem się na drugi bok. Przetarłem swoje zaspane oczy dłonią.
Byłem bardzo zmęczony. Tak bardzo nie chciało mi się wstać, że uznałem,
iż budzik jeszcze nie zadzwonił to mogę sobie jeszcze trochę poleżeć. I
tak też zrobiłem.
Nagle przypomniały mi się wszystkie wydarzenia z wczorajszego wieczoru,
a szczególnie to jedno, którego nigdy nie zapomnę. Dziewczyna. Nie,
młoda kobieta. Śliczna, zgrabna, z charakterkiem. Jej piękne, brązowe
oczy i włosy... Chwila, czy ja się zakochałem? Ja? Nie, to niemożliwe.
Nie wierzę przecież w miłość. Jestem singlem. Tak, to mi chyba
najbardziej odpowiada. Chociaż...
Moje rozmyślania przerwał budzik. Wyłączyłem go, po czym usiadłem na
łóżku, a dopiero potem wstałem. Podszedłem do dużej szafy, która
znajdowała się na przeciwko mojego, że tak powiem legowiska. Wyjąłem z
niej ubrania, które dzisiaj ubiorę i udałem się do łazienki. Wykonałem
poranne czynności i przebrałem się. Miałem na sobie biały, luźny top na
ramiączkach i tego samego koloru krótkie spodenki. Oczywiście nie
zapomniałem o czapce.
Gdy byłem już mniej więcej ogarnięty, ruszyłem w stronę kuchni. Już po
kilku minutach miałem gotowe śniadanie - płatki z mlekiem, które bardzo
lubiłem. Niedługo po tym, zmywałem po sobie naczynia. Następnie udałem
się jeszcze na chwilę do swojego pokoju, wziąłem torbę treningową,
pożegnałem się z rodziną, wyszedłem z domu i wsiadłem do samochodu.
Torbę rzuciłem - jak to miałem w zwyczaju - na tylne siedzenie.
Włączyłem radio i zacząłem śpiewać piosenkę, która akurat leciała.
Odpaliłem auto i ruszyłem.
Zawsze, gdy tylko jechałem na trening, droga mijała mi szybko. Nie mam
pojęcia czym było to spowodowane. Tak było i tym razem.
***
- Dzisiaj jest u mnie impreza! - krzyczał Ganso na całą szatnie.
- Znowu? - spytałem, śmiejąc się z przyjaciela. - Przecież wczoraj była!
- No, tak - przyznał. - Ale będzie dzisiaj kolejna! Mam nadzieję, że przyjdziecie?
Wszyscy zadeklarowali się, że przyjdą. Wszyscy, oprócz mnie.
- Ney? Przyjdziesz? - pytał imprezowicz, gdy szliśmy w stronę swoich samochodów, które były zaparkowane obok siebie.
- Przykro mi, Ganso, ale dzisiaj nie dam rady - powiedziałem. - Chciałbym pobyć trochę sam.
- Rozumiem. Wiedz, że impreza bez ciebie to nie impreza - uśmiechnął się, ja również.
- Wiem. To do zobaczenia - pożegnałem się i wsiadłem do pojazdu.
Cóż, zapewne interesuje was, co działo się na treningu? Nic, poza tym,
że nie mogłem się na nim skupić, przez co musiałem przebiegnąć kilka
kółek wokół boiska. Cały czas myślałem o niej.
Po
paru minutach parkowałem pod domem. Wysiadłem z samochodu i wszedłem do
domu. Zjadłem smaczny obiad - spaghetti bolognese, następnie udałem się
do salonu. Na stoliku znajdowała się mała karteczka złożona na pół.
Było na niej napisane:
Jesteśmy na zakupach. Obiad masz w lodówce - wystarczy, że go sobie podgrzejesz. Smacznego!
Ucieszyłem się na tą wiadomość. Wyjąłem telefon z kieszeni i zadzwoniłem do moich przyjaciół oraz przyszywanego brata. Zaproponowałem im, żeby przyszli do mnie, abyśmy porozmawiali, pograli. Od razu się zgodzili.
***
Po około dwóch godzinach przyjaciele pojechali do siebie. Rodziców jeszcze nie było. Byłem tylko ja i mój brat.
W pewnej chwili pomyślałem sobie, że mógłbym pojechać na plażę. Trochę
zrelaksować się. Tak, to dobry pomysł. Poinformowałem Jo o moich planach
i udałem się do garażu, gdzie trzymałem swój rower. Pomyślałem sobie,
że przeważnie wszędzie jeszcze samochodem, a trochę aktywności przyda mi
się.
Już po chwili pedałowałem i jechałem do mojego celu. Uwielbiałem takie przejażdżki, a nawet bardzo.
Byłem już blisko i nagle zobaczyłem ją. Tak, właśnie ją. Przypadek? Nie
sądzę. Ale do rzeczy. Gdy ją ujrzałem, byłem po prostu jak
zahipnotyzowany. Szła po lewej stronie ulicy, ja jechałem po prawej.
Widocznie wyczuła, że ktoś się na nią patrzy, bo po chwili spojrzała na
mnie tymi swoimi pięknymi oczami. Była ubrana w białą bluzkę na
ramiączkach i białe spodenki. Zupełnie jak ja. Nagle uśmiechnęła się w
moją stronę. Zaraz... Co? Ona się do mnie uśmiechnęła? Odwzajemniłem jej
uśmiech. Nagle poczułem, że w coś uderzyłem.
Rozdział 3
Nagle uśmiechnęła się w moją stronę. Zaraz... Co? Ona się do mnie
uśmiechnęła? Odwzajemniłem jej uśmiech. Nagle poczułem, że w coś
uderzyłem. Nim się zorientowałem, leżałem na ziemi. Nie rozumiałem o co
chodzi. Jechałem sobie spokojnie, nie za szybko, jednak byłem wpatrzony w
tą piękną dziewczynę. Jaki idiota ze mnie! Powoli usiadłem, a po chwili
stałem już na nogach. Brązowooka podbiegła do mnie. Na jej twarzy
panował strach.
- Nic ci nie jest? - zapytała zmartwiona, a ja uśmiechnąłem się pod nosem.
-
Nie - w sumie to nic mi nie było. Bolała mnie tylko trochę głowa, lewa
ręka i prawa noga, ale tak poza tym to nic mi nie było. Jednak nie
chciałem mówić o tym tej kobiecie, ponieważ nie miałem zamiaru jej
martwić i denerwować.
-
Może pojedziemy do szpitala? - zapytała. Spojrzała się na mnie i
patrzyła na mnie intensywnie. - Hej, czy ja cię skądś znam? Bo wydaje mi
się, że tak.
-
Nie ma takiej potrzeby - zapewniłem. - To dobrze ci się wydaje,
poznaliśmy się na imprezie, na której ja... wylałem na ciebie piwo...
- Dobra, później o tym porozmawiamy, ale teraz powiedz mi: czy naprawdę dobrze się czujesz?
- Tak, zapewniam cię, że tak - odparłem.
-
Zaraz, zaraz... W co uderzyłeś? - spytała i odwróciliśmy się do tyłu.
Za nami stało czarne volvo, które było trochę porysowane, zapewne od
mojego wypadku. Byłem bardzo ciekaw, kto jest właścicielem tego auta.
Cóż, na pewno nie będzie zadowolony.
- Patrz! Co zrobiłeś! Idioto! - zaczęła krzyczeć. Podbiegła do pojazdu i zaczęła go oglądać z każdej strony.
-
Nie krzycz, poza tym wyluzuj, nikt się nie dowie przecież, że to ja
zrobiłem... Chodź, szybko! Uciekamy! - podbiegłem do dziewczyny i
pociągnąłem ją za dłoń, jednak ona wyrwała ją z mojego uścisku.
- Nie rozumiesz?! To mój samochód! - znowu zaczęła krzyczeć.
- Ale jak to twój?! - spytałem zaskoczony.
Cóż, jak się okazało właścicielką tego auta, w które wjechałem jest
właśnie ona! Super, teraz jeszcze bardziej mnie znienawidzi.
- Oj. I co teraz? spytałem niewinnie.
Dziewczyna traciła cierpliwość& Hm, w sumie to chyba przy mnie już dawno straciła.
- I ty się mnie pytasz co teraz? zadrwiła. To raczej ja powinnam o to spytać.
Podrapałem się nerwowo po karku, czując się niezręcznie, ale zaraz po
tym westchnąłem i uśmiechnąłem się do niej szeroko.
-
Właściwie to nic takiego się nie sta& - nie dokończyłem, widząc
gniewne spojrzenie dziewczyny. - Dobra, stało się poprawiłem.
Kobieta pokiwała głową.
- Właśnie, stało się.
Było już późno, a więc co za tym idzie było już ciemno.
- Cóż, może jutro skontaktujemy się w sprawie twojego samochodu...
Brunetka spojrzała mi prosto w oczy.
- Świetnie, może być oznajmiła.
- Podaj mi swój numer powiedziałem.
Wyjąłem telefon z kieszeni, ona również i podała mi swój numer.
Zapisałem go sobie. Brązowooka powiedziała krótkie, lecz stanowcze
cześć i odeszła w stronę samochodu. Odprowadziłem ją wzrokiem,
następnie podniosłem mój rower z ziemi, wsiadłem na niego i pojechałem
do domu.
Nim się obejrzałem, byłem już w mojej willi. Porozmawiałem chwilę z
rodzicami i siostrą, po czym poszedłem do łazienki, wziąć prysznic. Po
około 20 minutach leżałem już na swoim łóżku, śmiejąc się z dzisiejszej
sytuacji. Była jeszcze piękniejsza, gdy się wściekała.
Boskie :) czekam na next
OdpowiedzUsuńOdhaczam się ;D Przeczytałam notkę i czekam na kontynuację. ;*
OdpowiedzUsuńKiedy next ?
OdpowiedzUsuń