piątek, 9 października 2015

Rozdział 3



- Wstawaj, śpiochu! - krzyknęła przyjaciółka, która wparowała do mojego pokoju.
         Coś tam mruknęłam i odwróciłam się na drugi bok, po czym naciągnęłam poduszkę na głowę. Starałam się nie słuchać Melissy, która ta coraz głośniej mówiła, a teraz chyba raczej już krzyczała i się śmiała. Nagle ściągnęła ze mnie poduszkę.
- Co, chcesz się spóźnić na rozmowę z zapewne przystojnym i miłym mężczyzną? – zaśmiała się. – Kochana, 9:40 – gdy dotarł do mnie sens jej słów, zerwałam się natychmiast z łóżka.
- A chciałam wstać o 8! – jęknęłam. – Teraz muszę wszystko robić w pośpiechu – wytłumaczyłam.
- Spokojnie, jeśli chodzi o śniadanie to czeka na dole w jadalni – powiedziała.
- Jesteś kochana! – przytuliłam przyjaciółkę, a ta się zaśmiała.
- Dobra, lepiej idź się szykować, bo naprawdę się możesz spóźnić. Ty tak długo się zawsze szykujesz… - uśmiechnęła się do mnie i wyszła.
         Podeszłam do szafy, otworzyłam ją, a następnie zaczęłam się zastanawiać w co mogłabym się ubrać. Przez pięć minut, jak kompletna idiotka szukałam jakiegoś odpowiedniego ubioru. W końcu zdecydowałam się na białą, elegancką koszulkę, a do tego czarne jeansy. Wzięłam jeszcze swoją kosmetyczkę i w podskokach udałam się do łazienki, gdzie odbyłam poranne czynności.
          Już praktycznie gotowa zeszłam na dół, do jadalni i zjadłam kanapkę z szynką i serem, którą przygotowała mi Mel. W sumie zrobiła mi dwie, ale z nerwów nie byłam w stanie zjeść więcej. Tak właściwie to nie jem zbyt dużo, więc już po zjedzeniu jednej kanapki byłam najedzona.
         Chwilę porozmawiałam z przyjaciółką i stwierdziłyśmy, że lepiej wyjść wcześniej i już tam być, niż wyjść później i wtedy jest prawdopodobieństwo, że mogłabym się spóźnić, a tego nie chcę. Tak nie wypada.
         Droga nie zajęła nam sporo czasu, wręcz mogłabym powiedzieć, że trwała jakieś dziesięć minut. Stanęłyśmy pod kawiarnią. Mel przytuliła i życzyła mi powodzenia, a na końcu, gdy już odchodziła to zaśmiała się. Chciałam się jej zapytać o co jej chodzi, ale szybko ruszyła w stronę centrum handlowego, w którym ona miała przebywać, gdy ja będę na spotkaniu.
         Wzięłam głęboki wdech i wydech.
         Weszłam do środka.
         Nie było dużo ludzi, wręcz przeciwnie. Spodziewałam się zatłoczonego miejsca, a tu proszę. Może nawet i lepiej. Wydaje mi się, że to przez tę godzinę – po prostu za wcześnie.
         Zaczęłam się rozglądać, ale w kawiarni były same kobiety. Żadnej płci przeciwnej. Spojrzałam na zegarek w telefonie, który wskazywał 10:45, więc jest jeszcze trochę czasu.
         Postanowiłam, że nie będę tak stać i usiądę. Usiadłam trochę dalej od wejścia  tyłem do drzwi, także nie widziałam kto wchodzi, a kto wychodzi.
         Bardzo się denerwowałam, co nie sprzyjało na moją korzyść.
         Wzięłam telefon do ręki, którego wcześniej położyłam na stole i zaczęłam przeglądać Instagrama.
         Nagle usłyszałam jak ktoś odsuwa krzesło przy stoliku, przy którym siedziałam.
         Podniosłam wzrok i moim oczom ukazał się nie kto inny jak Neymar da Silva Santos Junior. Tego, którego nie lubię. A nawet bardzo nie lubię. Jedynego zawodnika FC Barcelony, którego nie lubię. Od razu go rozpoznałam. Uśmiechał się do mnie, jednak ja tego nie odwzajemniałam. Byłam w szoku. W głowie miałam masę pytań. Co on tu robi? Dlaczego się do mnie uśmiecha? Dlaczego stoi przy moim stoliku? Czy coś  ode mnie chce?
          Schowałam telefon do kieszeni i ponownie spojrzałam na piłkarza.
- Przepraszam bardzo, ale czy… pan nie pomylił się czasem? – spytałam, starając się, aby zabrzmiało to grzecznie.
         On cały czas się uśmiechał.
- Czyli to nie pani się ze mną wczoraj umawiała na rozmowę w sprawie pracy…? – zapytał.
         Czy ja dobrze zrozumiałam? Wychodzi na to, że to z nim wczoraj rozmawiałam! I to u niego mam pracować? U niego?! Jako opiekunka dla… Daviego.
         Jednak nie mogłam się z tego wycofać. To znaczy – na pewno bym to zrobiła, gdybym miała jakieś wyjście. A tak? Muszę mieć jakąś pracę, a w dzisiejszych czasach trudno ją zdobyć, więc nie należy marnować żadnej okazji.
- Tak, to ja – przyznałam.
- Co pani sobie życzy do picia? – spytał, spoglądając na mnie przyjaźnie.
- Dziękuję bardzo, ale nic – powiedziałam, znowu starałam się, aby ton mojego głosu był odpowiedni.
         Piłkarz stwierdził, że możemy przejść do omawiania tego i owego. Powiedział mi, że najpierw muszę spędzić dzień z jego synkiem, tak na próbę. Tłumaczył mi, że Davi miał już tyle opiekunek i na każdej z nich się zawiódł, więc chce mieć pewność, że jego syn będzie w dobrych rękach. Powiedział mi wszystko co i jak. Miałam się zjawić jutro rano o 8 w jego domu.
Wymieniliśmy się numerami, bo wiadomo – w razie czego należy się ze sobą kontaktować.
Wyjaśnił mi jeszcze jak dojechać do jego domu. Okazało się, że to niedaleko, bo pięć minut spacerkiem, więc się ucieszyłam, że będę miała blisko.
Podziękowałam piłkarzowi. Powiedziałam krótkie „do widzenia” i wyszłam z kawiarni.
         Ruszyłam w stronę centrum handlowego, w którym znajdowała się przyjaciółka. W między czasie zadzwoniłam do niej, że już wyszłam i idę w stronę tego centrum.
         Oczywiście – gdy tylko mnie zobaczyła, podbiegła i zaczęła o wszystko wypytywać. Uzgodniłam z nią, że porozmawiamy w domu. Ona się zgodziła, ale widziałam po niej, że już nie może się doczekać.
- No, to opowiadaj – powiedziała, gdy ledwo co usiadłam na kanapie, a ona obok mnie.
- Cały czas jestem w szoku, bo… - przerwałam i na nią spojrzałam. – Wiem, że mnie wyśmiejesz, ale nie uwierzysz u kogo będę prawdopodobnie pracować.
- No, u kogo? – spytała.
- Neymar da Silva Santos Junior? Kojarzysz?
- Pewnie! Przystojny, z ślicznymi brązowymi oczami Brazylijczyk, który ci się kiedyś podobał – zaśmiała.
         I nadal podoba – pomyślałam.
- Po tym co zrobił… Przestałam go lubić.
- Nessa, on tego nie zrobił tobie – powiedziała.
- Wiem – wywróciłam oczami.
         Do wieczora czas zleciał mi szybko i przyjemnie. Akurat siedziałyśmy na kanapie i opowiadałyśmy sobie różne historie – i te śmieszne, i te straszne.
         Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Melissa uśmiechnęła się i pobiegła otworzyć drzwi. Doskonale wiedziałam, że to jej chłopak.
         Po chwili przyjaciółka wróciła z towarzyszem. I po raz kolejny dzisiejszego dnia byłam w szoku. Chłopakiem Mel okazał się być Marc Bartra! Nie, no! Czy coś jeszcze mnie dzisiaj zaskoczy? Być może.
         Akurat Marca bardzo uwielbiałam, więc nie byłam jakoś skrępowana jego obecnością czy coś.
Mel nas sobie przedstawiła. Już po chwili cała nasza trójka siedziała na kanapie. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się. I w pewnym momencie coś sobie pomyślałam.
- Melissa?
- Tak?
- Wiedziałaś o tym, że idę na spotkanie z Neymarem, prawda? – spytałam, choć znałam odpowiedź na to pytanie.
- Prawda – ona i Marc się zaśmiali.
         Wieczór spędziłam bardzo miło w towarzystwie mojej najlepszej przyjaciółki i jej chłopaka.
Byłam już trochę zmęczona, więc oznajmiłam im, że idę spać.
         Poszłam na górę, do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i udałam się do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i przykryłam starannie kołdrą. Powieki same zaczęły mi się zamykać – ze zmęczenia, więc nawet nie wiem kiedy zasnęłam.


----------------------------------
I jak Wam się podoba rozdział 3?
Bardzo proszę o komentarze <3

niedziela, 4 października 2015

Rozdział 2



         „Gdzie ona jest?” – myślałam sobie, czekając na nią od dobrej godziny na lotnisku, rozglądając się dookoła.
         Przecież miała na mnie czekać. A co jeśli nie przyjdzie? Nie, na pewno za chwilę się pojawi.
Cóż, lot samolotem trochę mi się dłużył. Przez cały czas miałam słuchawki na uszach i słuchałam muzyki. I oczywiście rozmyślałam. O tym co mnie czeka. Miałam nadzieję, że to coś dobrego.
         W końcu ją zobaczyłam, w tym samym momencie kiedy ona mnie. Nic, a nic się nie zmieniła. Pomachałam jej i zaczęłam biec w jej stronę, a przyjaciółka w moją. Przytuliłam ją mocno do siebie, a następnie pocałowałam ją w policzek na przywitanie.
- Hej, Melissa! Jak ja cię dawno nie widziałam! Ale się zmieniłaś – zaśmiałam się, a ona mi zawtórowała.
- Hej, Nessa. Wydaje mi się, że wieki temu się widziałyśmy.
- Też mi się tak wydaje – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- U mnie się trochę pozmieniało, u ciebie za pewno też, więc dzisiaj urządzimy sobie babski wieczór.
- Jestem za tym jak najbardziej – uśmiechnęłam się do niej, a ona odwzajemniła uśmiech.
         Wyszłyśmy i udałyśmy się w stronę jej samochodu. Czarnego volvo. Muszę przyznać, że bardzo mi się spodobał. Przyjaciółka otworzyła bagażnik, a ja włożyłam tam moją ogromną walizkę. Następnie wsiadłyśmy do pojazdu i ruszyłyśmy z piskiem opon. Podczas drogi, Mel włączyła muzykę, a że lubię śpiewać (chociaż nie mam talentu i doskonale o tym wiem) i tańczyć, od razu zaczęłam robić te dwie rzeczy, a przyjaciółka śmiała się na całego ze mnie, lecz po krótkiej chwili dołączyła do mnie, jednak musiała się skupić na drodze, więc nie robiła tego aż tak, że tak powiem energicznie, jak ja.
         Nim się obejrzałam, Melissa zaparkowała pod piękną willą. Wysiadłyśmy z samochodu, wyjęłam z bagażnika swoją walizkę, przyjaciółka w tym czasie otworzyła bramę i razem weszłyśmy na teren jej posesji, potem otworzyła drzwi od swojego domu. Stanęłam jak wryta. W domu było jeszcze piękniej niż na zewnątrz. Melissa się tylko zaśmiała i przewróciła oczami, po czym gestem ręki zachęciła mnie, abym weszła do środka. Tak też zrobiłam.
         Nagle do przedpokoju wbiegł jakiś pies – doberman. Ponoć rasa ta jest naprawdę groźna, choć ja uważam inaczej, że to wszystko zależy od tego, jak właściciel wychowa swojego psa. Przykład? Ten uroczy psiak, mojej przyjaciółki, który merdał ogonkiem i skakał to na właścicielkę, to na mnie. Cieszył się. A że bardzo uwielbiam zwierzęta, od razu zaczęłam go głaskać, jednak psiak szybko uciekł. Trochę byłam zdziwiona, lecz po chwili wrócił, a w pysku trzymał piłeczkę i mi ją rzucił. Zaśmiałam się, po czym rzuciłam mu ją.
- Jak się wabi? – spytałam przyjaciółki.
- Diego – odpowiedziała. – Dobra, Diego, zostaw ją w spokoju. Ona przyleciała do mnie, nie do ciebie – zaśmiałyśmy się. – Chodź, pokażę ci twój pokój.
         Złapałam za rączkę od walizki i ruszyłam za przyjaciółką. Gdy stanęłyśmy pod wielkimi schodami, przełknęłam głośno ślinę.
- Pomogę ci z tą walizką – zaoferowała się Melissa.
- Dzięki.
         Wspólnymi siłami jakoś po chwili byłyśmy już na górze i stałyśmy pod drzwiami od – zapewne – mojego pokoju.
- Zostawię cię na chwilę samą, ty się w tym czasie rozpakuj i jak to zrobisz, wtedy zejdź do mnie na dół – powiedziała.
- Okej – przyjaciółka poszła na dół, a ja otworzyłam drzwi i weszłam do pokoju, który był śliczny.
         Ściany były koloru beżowego, po lewej stronie stał telewizor, niedaleko tego urządzenia, po tej samej stronie była szafa, po prawej stronie znajdowało się ogromne łóżko, a na wprost, gdy weszło się do pokoju, było wielkie okno, z którego był przepiękny widok. Wszystko do siebie pasowało, aż chciało się przebywać w tym pomieszczeniu.
         Zaczęłam się rozpakowywać. Nie powiem, trochę mi to zajęło, ale na całe szczęście już to zrobiłam i miałam przynajmniej z głowy.
         Zeszłam na dół i zaczęłam szukać przyjaciółki.
- Melissa?
- Tu jestem! – krzyknęła mi do ucha, stała za mną, a ja aż podskoczyłam.
         Cóż, to jak scena z horroru.
- Ale mnie przestraszyłaś! – odruchowo złapałam się za serce. – Nie rób tak nigdy więcej – powiedziałam, a przyjaciółka się zaśmiała. – Chcesz żebym dostała zawału? – spytałam, unosząc brew ku górze.
- Nie – spoważniała, ale zaraz po tym wybuchła śmiechem. - Dobra, chodźmy do salonu – zaproponowała, a ja przytaknęłam. – Chcesz coś do picia? – spytała, a ja usiadłam na kanapie.
- Sok, jeśli masz – odparłam, a Melissa wyszła z pomieszczenia. Ja w tym czasie rozglądnęłam się po jej ogromnym salonie, w którym tak samo – jak  w moim pokoju – aż chciało się przebywać.
         Po chwili przyjaciółka wróciła z dwiema szklankami soku pomarańczowego. Podała mi jedną z nich, a ja upiłam łyk i postawiłam szklankę na ławie. Mel zrobiła tak samo.
- Jutro masz to spotkanie, tak? – spytała, spoglądając na mnie.
- Tak – potwierdziłam.
- Denerwujesz się pewnie, co?
- I to jak – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Dlatego dziś pójdziemy na zakupy – oznajmiła.
- To wspaniale – uśmiechnęłam się. – Musimy nadrobić stracony czas.
- Oczywiście – w tym momencie zadzwonił telefon Melissy. – Przepraszam, muszę odebrać – wstała z kanapy i odeszła kawałek.
- Jasne, spoko – odparłam, a przyjaciółka odebrała.
- Tak, kochanie? – powiedziała.
         Że co? „Kochanie”? Czy ja o czymś nie wiem? Wygląda na to, że tak. Ale dlaczego mi nie powiedziała?
- Wiesz, przyleciała do mnie moja najlepsza przyjaciółka i chciałabym ci ją przedstawić, no i was zapoznać. Dzisiaj robimy sobie babski wieczór, ale co powiesz, abyś wpadł do nas jutro? Tylko, że tak wieczorem? Dobra, okej. Kocham cię. Pa! – rozłączyła się, odłożyła telefon na stolik i usiadła obok mnie na kanapie.
- Czy ja o czymś nie wiem? – uśmiechnęłam się do niej, a ona odwzajemniła uśmiech. – Mel?
- Właściwie to tak – zaśmiała się. – Cóż, nie mówiłam ci, bo dopiero co zaczęliśmy się spotykać – wyznała.
- No to w takim razie gratulację i życzę wam szczęścia, dużo miłości.
- Dzięki. To co robimy? – spytała. – Zakupy? – zaproponowała.
- Jasne.
         Na zakupy udałyśmy się do pobliskiej galerii. Spędziłyśmy kilka godzin. Przyznam, że dużo sobie kupiłam. A to bluzki, spodenki, buty na obcasie, lakiery do paznokci i inne rzeczy. Melissa także. Po udanych zakupach udałyśmy się na lody, a następnie na pizzę. Potem pojechałyśmy do domu i zrobiłyśmy sobie maraton filmowy, który trwał do pierwszej w nocy. Powiedziałam przyjaciółce, że jestem już zmęczona, a jutro rano muszę przecież wstać, żeby się uszykować na spotkanie. Mel powiedziała, że też idzie się już położyć. Postanowiłam, że jeszcze wezmę szybki prysznic. Melissa też. Ja zajęłam łazienkę u góry,  a ona na dole. Wzięłam ze swojego pokoju kosmetyczkę oraz piżamę i udałam się do łazienki.
         Nim się obejrzałam leżałam już w łóżku. Próbowałam zasnąć, ale jak na złość nie mogłam. Bardzo denerwowałam się jutrzejszym spotkaniem…

-------------------- 
I jak Wam się podoba rozdział 2?
Może jeszcze dziś napiszę rozdział 3, ale niczego nie obiecuję.
Bardzo proszę o komentarze, gdyż bardzo mnie one motywują :)

sobota, 3 października 2015

Rozdział 1



         Ze złością i kompletnym zrezygnowaniem rzuciłam gazetę za siebie. Westchnęłam głośno i schowałam twarz w dłonie.
- Nigdy nie znajdę tej pracy! – krzyknęłam sama do siebie.
         Dlaczego? Nie wiem. Może z bezradności?          
         Byłam już bardzo zmęczona tym wszystkim. Już od kilku dni szukam pracy. A tu? Nic, co by przyciągnęło moją uwagę.
         Nagle otworzyły się drzwi i do mojego pokoju weszła mama.
- Coś się stało? – spytała z troską. – Aż na dole było cię słychać – powiedziała, usiadła obok mnie na łóżku i przytuliła.
- Od kilku dni szukam pracy – oznajmiłam, a moja rodzicielka spojrzała na mnie – i nie mogę nic znaleźć.
- Ależ nie musisz szukać pracy, przecież… - przerwałam jej.
- Mamo, ale ja chcę. Od kilku miesięcy nie wychodzę z domu… Pewnie się domyślasz, że to przez mojego byłego chłopaka. I właśnie kilka dni temu postanowiłam, że dość. Dosyć tego siedzenia w domu i myśleniu o nim. Poza tym, chcę zarabiać na własne utrzymanie, jestem już dorosła – uśmiechnęłam się.
         Mama westchnęła i odwzajemniła uśmiech.
- Cóż, masz rację. Jesteś już dorosła, a przecież niedawno byłaś jeszcze małą dziewczynką.
- Oj, mamo – zaśmiałam się.
- Oczywiście, pomogę ci razem z tatą. Jeśli chcesz, dzisiaj wieczorkiem przy kawie i dobrym ciachu, pomogę ci szukać pracy – powiedziała, a ja byłam bardzo szczęśliwa, że mama zaoferowała mi swoją pomoc. Pozostało mi tylko czekać do wieczora.

 ***

- I co? Znalazłaś coś? – spytała mama.
         Westchnęłam.
- Nie, jeszcze nic nie znalazłam – mruknęłam, popijając kawę.
         Moja mama uśmiechnęła się.
- A ja tak - oznajmiła.
         Nie mogłam w to uwierzyć!
- Naprawdę? – spytałam z niedowierzaniem w głosie.
- Tak – potwierdziła. – Jakiś facet poszukuje opiekunki do dziecka. Tylko, że to aż… W Barcelonie…
         W Barcelonie… Zawsze chciałam tam polecieć, zobaczyć jak tam jest. A teraz mam jakby okazję. I mogę tam przecież zamieszkać. Spełniłyby się moje najskrytsze marzenia, ale…
         Właśnie. Zawsze jest jakieś „ale”.
         Ale mam przecież tu rodzinę, przyjaciół…
- Wiem, daleko – zaczęłam. – Jednak będziemy mogli się widywać. Ja was odwiedzę, wy do mnie przylecicie.
         I nagle coś mi się przypomniało.
- Mam tam przecież przyjaciółkę, Melissę. Nie będę sama.
- Wiem, że sobie poradzisz – powiedziała mama. – Tylko tak bardzo będzie nam cię brakować.
- Też będzie mi was brakować, nawet bardzo – przytuliłam się do niej.


*Następnego dnia*

         Zadzwoniłam do mojej przyjaciółki Melissy, aby poinformować ją o moich planach. Oczywiście cieszyła się i to bardzo. Miałam dać jej znać, jak już będę po rozmowie z… tym kimś.
- Mam teraz zadzwonić? – spytałam niepewnie rodziców i rodzeństwa.
- Tak! – cała czwórka głośno krzyknęła, a ja zaśmiałam się nerwowo.
         Denerwowałam się i to bardzo.
- Dobrze, to ja idę do swojego pokoju i tam zadzwonię – oznajmiłam, po czym poszłam tam gdzie zamierzałam.
         Wystukałam numer i przyłożyłam telefon do ucha. 
         Jeden sygnał.
         Drugi sygnał.
         Trzeci sygnał.
         Do trzech razy sztuka.
         Odebrał.
- Tak, słucham? – zapytał ktoś, jakiś mężczyzna. Mówił po hiszpańsku, całe szczęście, że znam ten język.
         Miał taki fajny zachrypnięty głos…
- Dzień dobry! – przywitałam się grzecznie. – Dzwonię w sprawię pracy – powiedziałam. – Nadal aktualne?
         Mam nadzieję, że nie wyczuł, jak bardzo się stresuję.
- Dzień dobry. Tak, jak najbardziej tak – odpowiedział. – Czyli mam rozumieć, że jest pani zainteresowana?
- Tak – odparłam.
- To świetnie. Kiedy moglibyśmy się spotkać, aby ustalić wszystkie szczegóły i inne? Oczywiście, najpierw musiała by pani spędzić dzień z moim dzieckiem, tak na próbę… Chyba wie pani jak to jest… Martwię się po prostu o syna i chcę, aby był pod dobrą opieką.
- Oczywiście, rozumiem. Hm, jutro mam samolot, więc może pojutrze? Chyba, że woli pan jutro.
- Nie, nie – szybko zaprzeczył. – Jak najbardziej może być. Wiem jak to jest po podróży. Czy wie pani gdzie jest taka kawiarnia… - zaczął mi opisywać gdzie się znajduje i takie tam.
         Nawet nie wiedziałam gdzie to mniej więcej jest.
- Przepraszam, że panu przerwę, ale kompletnie nie wiem gdzie znajduje się ta kawiarnia, jednak przyjaciółka, która mieszka w Barcelonie od kilku lat, zapewne będzie wiedziała, więc mnie zaprowadzi – powiedziałam. – O której?
- Może być na 11? – zapytał.
- Może być  - potwierdziłam.
- Dobrze, to w takim razie jesteśmy umówieni.
- Do widzenia – powiedziałam, mając łzy w oczach.
- Do zobaczenia – rozłączyłam się i wtedy rozpłakałam się na dobre.
         Dlaczego? Ze szczęścia. Obym dostała tę pracę.
         Zeszłam na dół, aby poinformować rodziców i rodzeństwo. Wszyscy się cieszyli, ale ja najbardziej. Oczywiście uczciliśmy to, że być może (na razie nic nie jest pewne) dostanę pracę. I to na dodatek w Barcelonie. Brat jak i siostra bardzo mi zazdrościli. Brat dlatego, bo FC Barcelona (wiadomo), a siostra, bo ten cały Neymar…
         Pojechaliśmy na ogromne zakupy, na których kupiłam bardzo dużo ciuchów, kosmetyków, butów  i innych rzeczy.
         Następnie udaliśmy się do restauracji, zjedliśmy wspólnie obiad, a potem pojechaliśmy na kręgle.
         Gdy przyjechaliśmy do domu, każdy był bardzo zmęczony. Więc od razu poszli spać. Oni poszli, a ja nie. Musiałam się jeszcze spakować. Cóż, trochę zajęło mi całe to pakowanie. Nigdy nie lubiłam tego robić.
         W końcu wszystko było już spakowane, więc i ja mogłam się położyć. Długo nie mogłam zasnąć, zapewne z emocji i wrażeń. Już jutro miałam lecieć samolotem do pięknej, słonecznej Hiszpanii…

---------------------------
I jak Wam się podoba ten pierwszy rozdział?
Stwierdziłam, że prologu nie będzie, bo tam bym Wam za dużo zdradziła xd 
Każdego, kto przeczytał ten rozdział, proszę o pozostawienie po sobie komentarza, abym wiedziała, że chociaż ktoś będzie czytał to opowiadanie :)

Bohaterowie

 Wypadałoby zapoznać Was z bohaterami tego opowiadania ;)

Neymar Jr - 22 lata, piłkarz (reprezentant Brazylii, gracz FC Barcelony). Mieszka w Barcelonie razem z synkiem, rodzicami, rodzeństwem oraz przyjaciółmi. Jest w związku z Bruną Marquezine.

Bruna Marquezine - aktorka i modelka. Jest w związku z Neymarem.


Vanessa - 20 lat, uwielbia sport, a szczególnie piłkę nożną. Jej ulubionym klubem jest FC Barcelona. Uwielbia wszystkich zawodników, oprócz Neymara. Dlaczego? Tego na razie się nie dowiecie. Pochodzi z Polski. Szuka pracy.

Rafaela - siostra Neymara, najlepsza przyjaciółka Bruny. Zajmuje się prowadzeniem bloga. Interesuje się modą, uwielbia chodzić na zakupy. Jest bardzo miłą, towarzyską osobą, choć czasem nieśmiałą. Bardzo kocha swojego brata i rodzinę.



Carolina - mama Daviego.

Davi Lucca - synek Neymara i Caroliny.

Inni:
- zespół FC Barcelony,
- rodzice Neymara,
- rodzice Vanessy,
- przyjaciele Neymara,
- przyjaciele Vanessy,
- i wielu innych

Hmm...

Cześć Wszystkim!
Cóż - wiem, wiem.
Przepraszam!
Jak widać - zmieniłam wygląd, więc trochę się zmieniło xd
Chciałabym Wam coś powiedzieć:
Leżałam sobie i myślałam nad opowiadaniem.
I ni stąd, ni zowąd do głowy wpadł mi pomysł na nowe opowiadanie!
Oczywiście o Neymarze.
Jednak... Wiem, wiem - znowu pewnie pomyślicie "Kolejna zmiana opowiadania?".
Otóż... Nie wiem. To wszystko zależy od Was!
Mam bardzo dużo pomysłów na to opowiadanie i mam taką wenę, że szok :D
Ale jak już wcześniej wspomniałam - to wszystko zależy od Was.
Chcecie nowe opowiadanie i prolog tego opowiadania dziś? A może nawet i 1 rozdział?
Napiszcie w komentarzu swoją opinię <3

niedziela, 6 września 2015

Prolog, Rozdział: 1, 2, 3!

Witam!
Cóż, postanowiłam, że będę pisać na tym blogu. Chcę po prostu mieć wszystko na jednym.
Tamten usunę 11.09.2015 r., :)
Prolog oraz rozdziały (1, 2, 3) pojawią się w jednej, tej notce.
Miłego czytania, jeśli ktoś nie czytał :)
Jeśli przeczytałeś/aś zostaw po sobie ślad w postaci komentarza :*


Prolog

Miłość? Co to tak właściwie jest? Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, tak na poważnie. Czy istnieje takie coś jak miłość od pierwszego wejrzenia? A może to tylko zauroczenie, które potem zniknie tak szybko jak się pojawi? Kiedyś w to nie wierzyłem, to znaczy w miłość. Imprezy, dziewczyny na jedną noc... Czego chcieć więcej? Jednak tak było kiedyś.


Rozdział 1

    Po skończonym, długim i wyczerpującym treningu, który akurat dziś jak na złość, dłużył mi się niemiłosiernie - co mnie bardzo irytowało - udałem się do szatni. Pot spływał po mojej twarzy, ledwo co mogłem iść. Po tak intensywnych ćwiczeniach czułem niemal każdy mięsień. No, ale co się dziwić? Za tydzień mieliśmy ważny mecz, do którego trzeba było się dobrze przygotować.
        Wszedłem spokojnym krokiem do pomieszczenia, otworzyłem szafkę, w której miałem swoje rzeczy - ubrania, buty, telefon i inne. Wyjąłem z niej ręcznik oraz odzież i udałem się pod prysznic.
        Po około godzinie byłem już gotowy - wykąpany, ubrany i uczesany. Pożegnałem się z kolegami, których traktowałem jak braci i poszedłem na parking, gdzie znajdował się mój zaparkowany, biały samochód - tak, to mój ulubiony kolor. Wsiadłem do niego, torbę treningową rzuciłem na tylne siedzenie, zapiąłem pas, odpaliłem samochód i ruszyłem. Włączyłem oczywiście muzykę - bez której (nie ukrywam) nie mogę żyć.
        W między czasie przypomniałem sobie, że należy się przedstawić. Cały ja - zapominalski. A więc tak. Nazywam się Neymar da Silva Santos Junior, mam 18 lat i mieszkam w Brazylii. Jestem piłkarzem wspaniałego klubu jakim jest Santos Futebol Clube oraz reprezentantem swojego kraju w piłce nożnej, rzecz jasna. Mam siostrę, której na imię Rafaela i przyszywanego brata Jo. Moi rodzice - Neymar Senior i Nadine - zawsze wspierają mnie w trudnych dla mnie chwilach. Mój najlepszy przyjaciel? Ganso. Tak, bez wątpienia. Za każdym razem mogę na niego liczy, a on na mnie. Jestem singlem. I szczerze - nie wierzę w miłość. Miłość? Nie dla mnie.
        Nim się obejrzałem parkowałem pod domem. Wziąłem torbę, wysiadłem z samochodu i ruszyłem w stronę swojego domu. Wszedłem do środka, torbę rzuciłem w przedpokoju, po czym udałem się do salonu, w którym zastałem siostrę, mamę oraz tatę. Cała trójka siedziała na kanapie. Przywitałem się z nimi, a następnie usiadłem obok Rafaeli.
- Jak było na treningu? - zapytał mój ojciec. Za każdym razem, gdy wracałem z treningu tato pytał się mnie o to.
- Cóż, dzisiejszy trening był wyczerpujący, ale sam wiesz, że niedługo mamy ważny mecz, a co za tym idzie musimy ostro ćwiczyć. Daje z siebie wszystko, za każdym razem.
- Wierzę, że wygracie ten mecz - powiedział, a ja skinąłem głową, co miało znaczyć, że się z nim zgadzam.
W pewnym momencie zadzwonił mój telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz - dzwonił Ganso. Bez żadnego zastanowienia odebrałem.
- Cześć - przywitał się. - Zapomniałem ci powiedzieć, a raczej przypomnieć na treningu, że dzisiaj jest u mnie impreza, pamiętasz?
- Faktycznie - uderzyłem się ręką w czoło.
- To jak? - spytał. - Idziesz?
- Pomimo tego, że marzę tylko o tym, żeby się położyć, to przyjdę - powiedziałem, po czym się rozłączyłem.
***

        Siedziałem na kanapie obok Ganso i popijałem drinka. Impreza zapowiadała się na udaną. Grała głośna muzyka, większość tańczyła. Z tu obecnych znałem prawie wszystkich, jedynie parę osób po raz pierwszy widziałem na oczy, ale wydawali się być wyluzowanymi ludźmi, a przynajmniej tak myślałem.
        W pewnym momencie musiałem skorzystać z toalety, więc przeprosiłem na chwilę swojego przyjaciela, wziąłem do ręki pucharek z piwem i ruszyłem w stronę schodów, które prowadziły na górę. Skierowałem się w stronę toalety i gdy już chciałem otwierać drzwi, wpadłem na jakąś dziewczynę. Niestety wylałem na nią całą zawartość mojego pucharka. Jej koszulka miała teraz ogromną plamę. Spojrzała na swoje ubranie, a potem na mnie. Była naprawdę śliczna, miała piękne brązowe oczy i takiego samego koloru włosy. Ubrana była w biały top z cekinami i czarne getry. Miała makijaż, ale lekki, a nie mocny, tak jak większość kobiet w tym domu. Z zamyślenia wyrwał mnie jej głos, który nie miał miłego tonu, ponieważ zaczęła na mnie krzyczeć.
- Ty idioto! Jak ty łazisz?! Zobacz co zrobiłeś! - wskazała na swoją koszulkę. Stałem w osłupieniu, zupełnie nie wiedziałem co powiedzieć, co zrobić.
- Przepraszam - wydukałem. - Nie chciałem. Poza tym, wyluzuj.
- Wyluzuj?! Śmieszny jesteś! Idiota, debil, piłkarz, który myśli, że mu wszystko wolno... - nie dane było jej dokończyć, bo jej przerwałem.
- Możesz przestać?! Ty nie bądź śmieszna! To było przez przypadek! Przeprosiłem przecież - dziewczyna prychnęła, po czym mnie wyminęła i poszła na dół, a ja? Stałem tak przez jakieś dobre dziesięć minut. Kiedy się już ocknąłem, stwierdziłem, że pójdę do Ganso. Tak też zrobiłem.
        Po około dwóch godzinach, powiedziałem przyjacielowi, że już się będę zbierał, ponieważ jutro mamy trening, a poza tym nie przyjechałem samochodem, bo wiedziałem, że będę pił, więc tak czy siak muszę wrócić na pieszo. Podziękowałem mu za zaproszenie i wyszedłem.
        Nim się obejrzałem, byłem już w domu. Ruszyłem w stronę swojego pokoju i położyłem się na łóżku. Cały czas myślałem o tej pięknej dziewczynie.


Rozdział 2

      Obudziły mnie promienie słoneczne, które zawzięcie próbowały przebić się przez rolety dlo mojego pokoju. Ziewnąłem, przeciągnąłem się i przewróciłem się na drugi bok. Przetarłem swoje zaspane oczy dłonią. Byłem bardzo zmęczony. Tak bardzo nie chciało mi się wstać, że uznałem, iż budzik jeszcze nie zadzwonił to mogę sobie jeszcze trochę poleżeć. I tak też zrobiłem.
        Nagle przypomniały mi się wszystkie wydarzenia z wczorajszego wieczoru, a szczególnie to jedno, którego nigdy nie zapomnę. Dziewczyna. Nie, młoda kobieta. Śliczna, zgrabna, z charakterkiem. Jej piękne, brązowe oczy i włosy... Chwila, czy ja się zakochałem? Ja? Nie, to niemożliwe. Nie wierzę przecież w miłość. Jestem singlem. Tak, to mi chyba najbardziej odpowiada. Chociaż...
        Moje rozmyślania przerwał budzik. Wyłączyłem go, po czym usiadłem na łóżku, a dopiero potem wstałem. Podszedłem do dużej szafy, która znajdowała się na przeciwko mojego, że tak powiem legowiska. Wyjąłem z niej ubrania, które dzisiaj ubiorę i udałem się do łazienki. Wykonałem poranne czynności i przebrałem się. Miałem na sobie biały, luźny top na ramiączkach i tego samego koloru krótkie spodenki. Oczywiście nie zapomniałem o czapce.
       Gdy byłem już mniej więcej ogarnięty, ruszyłem w stronę kuchni. Już po kilku minutach miałem gotowe śniadanie - płatki z mlekiem, które bardzo lubiłem. Niedługo po tym, zmywałem po sobie naczynia. Następnie udałem się jeszcze na chwilę do swojego pokoju, wziąłem torbę treningową, pożegnałem się z rodziną, wyszedłem z domu i wsiadłem do samochodu. Torbę rzuciłem - jak to miałem w zwyczaju - na tylne siedzenie. Włączyłem radio i zacząłem śpiewać piosenkę, która akurat leciała. Odpaliłem auto i ruszyłem.
        Zawsze, gdy tylko jechałem na trening, droga mijała mi szybko. Nie mam pojęcia czym było to spowodowane. Tak było i tym razem.

***

- Dzisiaj jest u mnie impreza! - krzyczał Ganso na całą szatnie.
- Znowu? - spytałem, śmiejąc się z przyjaciela. - Przecież wczoraj była!
- No, tak - przyznał. - Ale będzie dzisiaj kolejna! Mam nadzieję, że przyjdziecie?
Wszyscy zadeklarowali się, że przyjdą. Wszyscy, oprócz mnie.
- Ney? Przyjdziesz? - pytał imprezowicz, gdy szliśmy w stronę swoich samochodów, które były zaparkowane obok siebie.
- Przykro mi, Ganso, ale dzisiaj nie dam rady - powiedziałem. - Chciałbym pobyć trochę sam.
- Rozumiem. Wiedz, że impreza bez ciebie to nie impreza - uśmiechnął się, ja również.
- Wiem. To do zobaczenia - pożegnałem się i wsiadłem do pojazdu.
        Cóż, zapewne interesuje was, co działo się na treningu? Nic, poza tym, że nie mogłem się na nim skupić, przez co musiałem przebiegnąć kilka kółek wokół boiska. Cały czas myślałem o niej.
Po paru minutach parkowałem pod domem. Wysiadłem z samochodu i wszedłem do domu. Zjadłem smaczny obiad - spaghetti bolognese, następnie udałem się do salonu. Na stoliku znajdowała się mała karteczka złożona na pół. Było na niej napisane:
Jesteśmy na zakupach. Obiad masz w lodówce - wystarczy, że go sobie podgrzejesz. Smacznego!
        Ucieszyłem się na tą wiadomość. Wyjąłem telefon z kieszeni i zadzwoniłem do moich przyjaciół oraz przyszywanego brata. Zaproponowałem im, żeby przyszli do mnie, abyśmy porozmawiali, pograli. Od razu się zgodzili.
***
        Po około dwóch godzinach przyjaciele pojechali do siebie. Rodziców jeszcze nie było. Byłem tylko ja i mój brat.
        W pewnej chwili pomyślałem sobie, że mógłbym pojechać na plażę. Trochę zrelaksować się. Tak, to dobry pomysł. Poinformowałem Jo o moich planach i udałem się do garażu, gdzie trzymałem swój rower. Pomyślałem sobie, że przeważnie wszędzie jeszcze samochodem, a trochę aktywności przyda mi się.
        Już po chwili pedałowałem i jechałem do mojego celu. Uwielbiałem takie przejażdżki, a nawet bardzo.
        Byłem już blisko i nagle zobaczyłem ją. Tak, właśnie ją. Przypadek? Nie sądzę. Ale do rzeczy. Gdy ją ujrzałem, byłem po prostu jak zahipnotyzowany. Szła po lewej stronie ulicy, ja jechałem po prawej. Widocznie wyczuła, że ktoś się na nią patrzy, bo po chwili spojrzała na mnie tymi swoimi pięknymi oczami. Była ubrana w białą bluzkę na ramiączkach i białe spodenki. Zupełnie jak ja. Nagle uśmiechnęła się w moją stronę. Zaraz... Co? Ona się do mnie uśmiechnęła? Odwzajemniłem jej uśmiech. Nagle poczułem, że w coś uderzyłem.

Rozdział 3


        Nagle uśmiechnęła się w moją stronę. Zaraz... Co? Ona się do mnie uśmiechnęła? Odwzajemniłem jej uśmiech. Nagle poczułem, że w coś uderzyłem. Nim się zorientowałem, leżałem na ziemi. Nie rozumiałem o co chodzi. Jechałem sobie spokojnie, nie za szybko, jednak byłem wpatrzony w tą piękną dziewczynę. Jaki idiota ze mnie! Powoli usiadłem, a po chwili stałem już na nogach. Brązowooka podbiegła do mnie. Na jej twarzy panował strach.
- Nic ci nie jest? - zapytała zmartwiona, a ja uśmiechnąłem się pod nosem.
- Nie - w sumie to nic mi nie było. Bolała mnie tylko trochę głowa, lewa ręka i prawa noga, ale tak poza tym to nic mi nie było. Jednak nie chciałem mówić o tym tej kobiecie, ponieważ nie miałem zamiaru jej martwić i denerwować.
- Może pojedziemy do szpitala? - zapytała. Spojrzała się na mnie i patrzyła na mnie intensywnie. - Hej, czy ja cię skądś znam? Bo wydaje mi się, że tak.
- Nie ma takiej potrzeby - zapewniłem. - To dobrze ci się wydaje, poznaliśmy się na imprezie, na której ja... wylałem na ciebie piwo...
- Dobra, później o tym porozmawiamy, ale teraz powiedz mi: czy naprawdę dobrze się czujesz?
- Tak, zapewniam cię, że tak - odparłem.
- Zaraz, zaraz... W co uderzyłeś? - spytała i odwróciliśmy się do tyłu. Za nami stało czarne volvo, które było trochę porysowane, zapewne od mojego wypadku. Byłem bardzo ciekaw, kto jest właścicielem tego auta. Cóż, na pewno nie będzie zadowolony.
- Patrz! Co zrobiłeś! Idioto! - zaczęła krzyczeć. Podbiegła do pojazdu i zaczęła go oglądać z każdej strony.
- Nie krzycz, poza tym wyluzuj, nikt się nie dowie przecież, że to ja zrobiłem... Chodź, szybko! Uciekamy! - podbiegłem do dziewczyny i pociągnąłem ją za dłoń, jednak ona wyrwała ją z mojego uścisku.
- Nie rozumiesz?! To mój samochód! - znowu zaczęła krzyczeć.
- Ale jak to twój?! - spytałem zaskoczony.
         Cóż, jak się okazało właścicielką tego auta, w które wjechałem jest właśnie ona! Super, teraz jeszcze bardziej mnie znienawidzi.
- Oj. I co teraz? spytałem niewinnie.
         Dziewczyna traciła cierpliwość& Hm, w sumie to chyba przy mnie już dawno straciła.
- I ty się mnie pytasz co teraz? zadrwiła. To raczej ja powinnam o to spytać.
         Podrapałem się nerwowo po karku, czując się niezręcznie, ale zaraz po tym westchnąłem i uśmiechnąłem się do niej szeroko.
- Właściwie to nic takiego się nie sta& - nie dokończyłem, widząc gniewne spojrzenie dziewczyny. - Dobra, stało się poprawiłem.
         Kobieta pokiwała głową.
- Właśnie, stało się.
         Było już późno, a więc co za tym idzie było już ciemno.
- Cóż, może jutro skontaktujemy się w sprawie twojego samochodu...
         Brunetka spojrzała mi prosto w oczy.
- Świetnie, może być oznajmiła.
- Podaj mi swój numer powiedziałem.
         Wyjąłem telefon z kieszeni, ona również i podała mi swój numer. Zapisałem go sobie. Brązowooka powiedziała krótkie, lecz stanowcze cześć i odeszła w stronę samochodu. Odprowadziłem ją wzrokiem, następnie podniosłem mój rower z ziemi, wsiadłem na niego i  pojechałem do domu.
         Nim się obejrzałem, byłem już w mojej willi. Porozmawiałem chwilę z rodzicami i siostrą, po czym poszedłem do łazienki, wziąć prysznic. Po około 20 minutach leżałem już na swoim łóżku, śmiejąc się z dzisiejszej sytuacji. Była jeszcze piękniejsza, gdy się wściekała.

Szablon by
InginiaXoXo