Ze złością i kompletnym zrezygnowaniem
rzuciłam gazetę za siebie. Westchnęłam głośno i schowałam twarz w dłonie.
- Nigdy nie znajdę tej pracy! –
krzyknęłam sama do siebie.
Dlaczego? Nie wiem. Może z
bezradności?
Byłam już bardzo zmęczona tym
wszystkim. Już od kilku dni szukam pracy. A tu? Nic, co by przyciągnęło moją
uwagę.
Nagle otworzyły się drzwi i do mojego
pokoju weszła mama.
- Coś się stało? – spytała z
troską. – Aż na dole było cię słychać – powiedziała, usiadła obok mnie na łóżku
i przytuliła.
- Od kilku dni szukam pracy –
oznajmiłam, a moja rodzicielka spojrzała na mnie – i nie mogę nic znaleźć.
- Ależ nie musisz szukać pracy,
przecież… - przerwałam jej.
- Mamo, ale ja chcę. Od kilku
miesięcy nie wychodzę z domu… Pewnie się domyślasz, że to przez mojego byłego
chłopaka. I właśnie kilka dni temu postanowiłam, że dość. Dosyć tego siedzenia
w domu i myśleniu o nim. Poza tym, chcę zarabiać na własne utrzymanie, jestem
już dorosła – uśmiechnęłam się.
Mama westchnęła i odwzajemniła
uśmiech.
- Cóż, masz rację. Jesteś już
dorosła, a przecież niedawno byłaś jeszcze małą dziewczynką.
- Oj, mamo – zaśmiałam się.
- Oczywiście, pomogę ci razem z
tatą. Jeśli chcesz, dzisiaj wieczorkiem przy kawie i dobrym ciachu, pomogę ci
szukać pracy – powiedziała, a ja byłam bardzo szczęśliwa, że mama zaoferowała
mi swoją pomoc. Pozostało mi tylko czekać do wieczora.
***
- I co? Znalazłaś coś? – spytała mama.
Westchnęłam.
- Nie, jeszcze nic nie znalazłam – mruknęłam, popijając
kawę.
Moja mama uśmiechnęła się.
- A ja tak - oznajmiła.
Nie mogłam w to uwierzyć!
- Naprawdę? – spytałam z niedowierzaniem w głosie.
- Tak – potwierdziła. – Jakiś facet poszukuje opiekunki do
dziecka. Tylko, że to aż… W Barcelonie…
W Barcelonie…
Zawsze chciałam tam polecieć, zobaczyć jak tam jest. A teraz mam jakby okazję.
I mogę tam przecież zamieszkać. Spełniłyby się moje najskrytsze marzenia, ale…
Właśnie.
Zawsze jest jakieś „ale”.
Ale mam przecież
tu rodzinę, przyjaciół…
- Wiem, daleko – zaczęłam. – Jednak będziemy mogli się
widywać. Ja was odwiedzę, wy do mnie przylecicie.
I nagle coś
mi się przypomniało.
- Mam tam przecież przyjaciółkę, Melissę. Nie będę sama.
- Wiem, że sobie poradzisz – powiedziała mama. – Tylko tak
bardzo będzie nam cię brakować.
- Też będzie mi was brakować, nawet bardzo – przytuliłam się
do niej.
*Następnego dnia*
Zadzwoniłam do mojej przyjaciółki Melissy, aby poinformować
ją o moich planach. Oczywiście cieszyła się i to bardzo. Miałam dać jej znać,
jak już będę po rozmowie z… tym kimś.
- Mam teraz zadzwonić? – spytałam niepewnie rodziców i
rodzeństwa.
- Tak! – cała czwórka głośno krzyknęła, a ja zaśmiałam się
nerwowo.
Denerwowałam się i to bardzo.
- Dobrze, to ja idę do swojego pokoju i tam zadzwonię –
oznajmiłam, po czym poszłam tam gdzie zamierzałam.
Wystukałam numer i przyłożyłam telefon do ucha.
Jeden
sygnał.
Drugi sygnał.
Trzeci sygnał.
Do trzech razy sztuka.
Odebrał.
- Tak, słucham? – zapytał ktoś, jakiś mężczyzna. Mówił po
hiszpańsku, całe szczęście, że znam ten język.
Miał taki fajny zachrypnięty głos…
- Dzień dobry! – przywitałam się grzecznie. – Dzwonię w sprawię
pracy – powiedziałam. – Nadal aktualne?
Mam nadzieję, że nie wyczuł, jak bardzo się stresuję.
- Dzień dobry. Tak, jak najbardziej tak – odpowiedział. – Czyli mam
rozumieć, że jest pani zainteresowana?
- Tak – odparłam.
- To świetnie. Kiedy moglibyśmy się spotkać, aby ustalić
wszystkie szczegóły i inne? Oczywiście, najpierw musiała by pani spędzić dzień
z moim dzieckiem, tak na próbę… Chyba wie pani jak to jest… Martwię się po
prostu o syna i chcę, aby był pod dobrą opieką.
- Oczywiście, rozumiem. Hm, jutro mam samolot, więc może pojutrze?
Chyba, że woli pan jutro.
- Nie, nie – szybko zaprzeczył. – Jak najbardziej może być.
Wiem jak to jest po podróży. Czy wie pani gdzie jest taka kawiarnia… - zaczął
mi opisywać gdzie się znajduje i takie tam.
Nawet nie wiedziałam gdzie to mniej więcej jest.
- Przepraszam, że panu przerwę, ale kompletnie nie wiem
gdzie znajduje się ta kawiarnia, jednak przyjaciółka, która mieszka w
Barcelonie od kilku lat, zapewne będzie wiedziała, więc mnie zaprowadzi –
powiedziałam. – O której?
- Może być na 11? – zapytał.
- Może być -
potwierdziłam.
- Dobrze, to w takim razie jesteśmy umówieni.
- Do widzenia – powiedziałam, mając łzy w oczach.
- Do zobaczenia – rozłączyłam się i wtedy rozpłakałam się na
dobre.
Dlaczego? Ze szczęścia. Obym dostała tę pracę.
Zeszłam na dół, aby
poinformować rodziców i rodzeństwo. Wszyscy się cieszyli, ale ja najbardziej. Oczywiście uczciliśmy
to, że być może (na razie nic nie jest pewne) dostanę pracę. I to na dodatek w
Barcelonie. Brat jak i siostra bardzo mi zazdrościli. Brat dlatego, bo FC
Barcelona (wiadomo), a siostra, bo ten cały Neymar…
Pojechaliśmy na ogromne zakupy, na których kupiłam bardzo
dużo ciuchów, kosmetyków, butów i innych
rzeczy.
Następnie udaliśmy się do restauracji, zjedliśmy wspólnie
obiad, a potem pojechaliśmy na kręgle.
Gdy przyjechaliśmy do domu, każdy był bardzo zmęczony. Więc
od razu poszli spać. Oni poszli, a ja nie. Musiałam się jeszcze spakować. Cóż,
trochę zajęło mi całe to pakowanie. Nigdy nie lubiłam tego robić.
W końcu wszystko było już spakowane, więc i ja mogłam się
położyć. Długo nie mogłam zasnąć, zapewne z emocji i wrażeń. Już jutro miałam
lecieć samolotem do pięknej, słonecznej Hiszpanii…
---------------------------
I jak Wam się podoba ten pierwszy rozdział?
Stwierdziłam, że prologu nie będzie, bo tam bym Wam za dużo zdradziła xd
Każdego, kto przeczytał ten rozdział, proszę o pozostawienie po sobie komentarza, abym wiedziała, że chociaż ktoś będzie czytał to opowiadanie :)
cudowny <3 zapowiada się ciekawie :* czekam na next :)
OdpowiedzUsuńZapowiada się fajnie :D
OdpowiedzUsuńCudnie się zapowiada :D nie mogę się doczekać nexta <3
OdpowiedzUsuńmeeeega jest xd pisz jak najszybciej następny ;)
OdpowiedzUsuńIdealny pisz jak najszybciej następny <3 :)
OdpowiedzUsuń