niedziela, 31 stycznia 2016

Rozdział 4

         Obudziłam się wcześnie, ale co poradzić? Sama się w to wpakowałam. Oczywiście, udałam się do łazienki, gdzie (wiadomo) wykonałam poranne czynności. Było gorąco, więc ubrałam białą bluzeczkę na ramiączkach z nadrukiem i takiego samego koloru krótkie spodenki. Podeszłam do ogromnego lustra i przyjrzałam się swojemu odbiciu. Bardzo mi się podobał mój dzisiejszy ubiór. Następnie zrobiłam lekki makijaż i byłam już gotowa.
         Zeszłam na dół i poszłam do kuchni, w której zobaczyłam coś śmiesznego. Moja przyjaciółka najwyraźniej próbowała zrobić śniadanie. Najwyraźniej, bo wszędzie było biało, zapewne od mąki.
- Hej! - przywitałam się, a ona odwróciła się w moją stronę. - Widzę, że próbujesz zrobić śniadanie - zaśmiałam się.
- No tak, ale mi nie wychodzi - udała smutną.

- Przykro mi - wywróciłam oczami. - Pomogę ci - uśmiechnięta zabrałam się do roboty.
         Po śniadaniu poszłam jeszcze na chwilę do swojego pokoju po torebkę. Zeszłam na dół, gdzie czekała na mnie moja przyjaciółka.
- Tylko szybko wróć, bo jestem bardzo ciekawa - oznajmiła.
- Jasne - pocałowałam ją w policzek i wyszłam.
         Szłam powoli - miałam jeszcze bardzo dużo czasu, więc nie wiem po co ja tak wcześnie wyszłam, ale nie wypada spóźnić się pierwszego dnia do pracy. Czy byłam zdenerwowana? Tak, nawet bardzo. Najbardziej bałam się tego, że jego syn mnie nie polubi, nie zaakceptuje. Podsumowując, dzieci mnie lubią, ciągną do mnie, że tak powiem, ale nie wiem czemu, zależało mi na tym, aby i Davi się do mnie przekonał. Chciałam tej pracy, potrzebowałam pieniędzy.
Nim się obejrzałam, stałam pod bramą, która była otwarta. Zawahałam się na moment, ale podeszłam do drzwi i zrobiłam głęboki wdech, po czym zadzwoniłam dzwonkiem. Po chwili otworzył mi uśmiechnięty Brazylijczyk, który gestem ręki zaprosił mnie do środka. Zaprowadził mnie do salonu.
- Niech pani sobie usiądzie - wskazał na kanapę.
         Usiadł obok mnie.
- Może mówmy sobie po prostu na ,,ty"? - zapytał niepewnie, a ja spojrzałam na niego zdziwiona. - Przepraszam, jeśli nie...
- Nie, nie - szybko zaprzeczyłam. - Jestem Vanessa - powiedziałam i wyciągnęłam do niego rękę, którą on uścisnął.
- Neymar - powiedział z szerokim uśmiechem.
         Nagle do pokoju przybiegł chłopczyk, który podbiegł do swojego taty i usiadł mu na kolana.
- Kto to jest? - spytał Davi, pokazując ruchem głowy na mnie.
- To jest Vanessa, twoja opiekunka - powiedział Brazylijczyk do swojego syna, spoglądając to na mnie, to na niego.
         Ja zaś nie spuszczałam oczu z małego. Bardzo bałam się jego reakcji...
- Ale ja nie chcę kolejnej opiekunki! - zaprotestował i zeskoczył z kolan Neymara, po czym stanął na środku i krzyknął. - Chcę, żeby mama tu wróciła - i pobiegł.
         Siedziałam jak sparaliżowana. Oczywiście, brałam głównie pod uwagę tę opcję, że mnie nie zaakceptuje, ale nie spodziewałam się, że to aż tak zaboli... Spojrzałam na gospodarza domu. Wpatrywał się we mnie ze współczuciem wymalowanym na twarzy. Zapytał się, czy nie chcę czegoś do picia. Odpowiedziałam, że tak. Neymar wyszedł do kuchni, a po chwili wrócił z dwoma kubkami herbaty. Podał mi jedną z nich i zajął miejsce obok mnie, a swój kubek postawił na ławie.
- Przepraszam cię bardzo za niego - zaczął, zerkając na moją osobę. - Po prostu Davi bardzo tęskni za mamą - wyjaśnił. - Carolina, to znaczy jego mama ponad miesiąc temu wyjechała, ponieważ musiała lecieć do Brazylii... Jej tata jest ciężko chory, i chce spędzić z nim jak najwięcej czasu, wspierać swoją matkę. Nie chciała, żeby Davi jechał z nią, bo nie chce, aby na to wszystko patrzył. Wie tylko, że jego dziadek jest chory, nic poza tym. Nie chcemy go martwić. Codziennie rozmawia z Carol, ale wiesz przecież sama, że rozmowa przez telefon to nie to samo... Każdego dnia mój syn pyta mnie o swoją mamę, kiedy wróci, o dziadka - czy wyzdrowieje. Nie wiem już co mam mu mówić, nie chcę go okłamywać. Na początku myślałem, że dam sobie radę sam, ale nic z tego. Nawet nie wiesz, jak mi jest ciężko z tym wszystkim, z całą tą sytuacją. A najgorzej to ma chyba Carol i Davi... - schował twarz w dłonie.
         Miałam łzy w oczach, odłożyłam kubek na stolik, po czym położyłam swoją rękę na ramieniu Brazylijczyki, a on podniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy, w których też już zbierały się łzy. Nie mogłam patrzeć na to, jaki jest on teraz smutny. Bez żadnego słowa, przytuliłam go do siebie. Po chwili sobie o czymś przypomniałam, że przecież go nie lubię... Oderwałam się od niego.
- Nie musisz już jechać na trening? - spytałam, drżącym głosem.
- A co z Davim? - wstał.
- Spokojnie, nie martw się. Bez obaw, jedź na trening - powiedziałam w miarę spokojnym tonem.
         Neymar zrobił mi krótką wycieczkę po swoim domu, pokazał co, gdzie jest. Nie słuchałam zbytnio co mówił - myślałam jak mam porozmawiać z jego synem. Nie ukrywam - bardzo się denerwowałam.
- Dobrze, dziś akurat wrócę późno - uśmiechnął się. - Davi! - krzyknął, a po chwili do przedpokoju przybiegł chłopczyk, który natychmiast przytulił się do swojego taty. Junior pocałował go w główkę na pożegnanie i przybił z nim piątkę. Postawił malucha, który ten udał się do salonu. Neymar spojrzał na mnie.
- Do zobaczenia - powiedział. - W razie czego dzwoń o każdej porze.
- Do zobaczenia - powtórzyłam i pokiwałam głową.
         Brazylijczyk wyszedł, a ja wzięłam głęboki wdech i wydech. Poszłam do pomieszczenia, w którym znajdował się Davi. Próbował zdjąć pilota z najwyższej półki. Niestety nie mógł dosięgnąć. Podeszłam i wyręczyłam go. Następnie podałam mu rzecz, której oczekiwał.
- Dziękuję - spojrzał na mnie.
- Davi, możemy porozmawiać? - spytałam grzecznie.
         Chłopczyk skinął niepewnie głową. Usiedliśmy na kanapie, na której parę minut siedziałam z jego tatą.
- Davi... - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Przepraszam - powiedział, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. - Przepraszam, jest mi ciężko.
- Nie przepraszaj - uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił uśmiech. - Doskonale cię rozumiem. Moja mama też była ciężko chora - wyznałam.
- Naprawdę? - spytał z niedowierzaniem w głosie. Potwierdziłam. - A wyzdrowiała twoja mama? - zapytał z nadzieją.
- Tak - odparłam.
- Mój dziadek też wyzdrowieje?
- Davi... Nie wiem, nie mogę ci tego obiecać, że twój dziadek wyzdrowieje, ale trzeba mocno wierzyć. Nie można tracić nadziei - odważyłam się i pogłaskałam go po główce, a on tak po prostu się we mnie wtulił. Po raz kolejny mnie zaskoczył.
- Jestem głodny - oznajmił, a ja pokiwałam głową.
- Dobrze, a na co miałbyś ochotę? Może na naleśniki? - bez wątpienia, każdy przyznawał mi, że robię najlepsze naleśniki pod słońcem, dlatego też zaproponowałam chłopczykowi to na śniadanie.
- O, tak! Uwielbiam je! - krzyknął. Po chwili oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- To wspaniale, bo ja też. Pomożesz mi? - przytaknął.
         Wzięłam go na ręce i udaliśmy się do kuchni. Zabawy nie było końca - całe pomieszczenie było dosłownie białe, od mąki. Davi miał niezły ubaw, on również, jak i ja wyglądał jak bałwanek. W między czasie, gdy synek Neymara jadł, ja sprzątałam. Nie ukrywam, trochę mi to zajęło, ale akurat, gdy maluch skończył jeść, ja też skończyłam. Udaliśmy się do ogródka. Wyjęłam zraszacz i wszystko uszykowałam. Po chwili bawiliśmy się, przebiegając przez letnią wodę. Było naprawdę fajnie. Dawno już się tak dobrze nie bawiłam. Po całej zabawie, usiedliśmy na leżaki, aby wyschnąć. Całe szczęście, że słońce niemal parzyło moją skórę - dzięki temu szybciej się wysuszymy. Później poszliśmy na spacer. Trzymałam za rękę Daviego, zaś on w dłoni miał swojego ulubionego dinozaura i opowiadał mi różne historie. Przeprosiłam go na chwilkę i zadzwoniłam do jego taty.
- Halo? - zapytał zdyszany, łapiąc oddech.
- Hej, Neymar - powiedziałam.
- O, cześć - przywitał się. - Coś się stało? - spytał zaniepokojony.
- Nie, nie - zapewniłam go. - O której będziesz w domu?
- Za jakieś cztery godziny - odpowiedział. - To nie problem?
- Absolutnie nie, po prostu tak pytam.
- A jak Davi?
- Ma się świetnie - oznajmiłam szczęśliwa. - Prawda, Davi? - zapytałam chłopca.
- Tak! - krzyknął, aby tata go usłyszał.
         Brazylijczyk zaśmiał się.
- Przepraszam, ale muszę już kończyć. Trener mnie woła - westchnął.
- Dobrze, pa! - pożegnałam się i rozłączyłam.
Schowałam telefon do kieszeni, zatrzymałam się i ukucnęłam przy chłopcu.
- Co ty na to, aby zrobić twojemu tacie niespodziankę? Pójdziemy do niego?
- Tak! - znowu krzyknął.
         Wstałam i poszliśmy w stronę Ciutat Esportiva.

Może na początek: Przepraszam! Ogromnie przepraszam! Przepraszam za moją tak długą nieobecność, która była spowodowana zupełnym brakiem czasu - wiecie, szkoła - masa nauki. Teraz już postaram się, aby co tydzień pojawiały się rozdziały - tylko i wyłącznie w weekendy (chyba, że coś się zmieni). Jednak najpierw chciałabym zapytać: czy mam jeszcze czytelników? Jeśli ktoś przeczytał rozdział - proszę napisać nawet głupią ".", abym wiedziała, że ktoś czyta w ogóle to badziewie... Mam nadzieję, że komuś się spodoba ten rozdział. Jak widać - zmieniłam wygląd bloga, dodałam do menu stronę pt. "Opinia", gdzie możecie wyrazić swoje zdanie na temat opowiadania. Zapraszam również na ask'a bloga (http://ask.fm/Njr_92). Jeśli ktoś chce ze mną porozmawiać - na przykład, abym wyjawiła mu trochę szczegółów, które planuję wprowadzić w dalszy ciąg opowiadania - to proszę pisać na moje GG (46947087). Chętnie z kimś porozmawiam :) I na koniec... Bardzo proszę o komentarze, gdyż motywują mnie do dalszego pisania. Pozdrawiam, miłego dnia :3

5 komentarzy:

  1. Ja wciąż jestem i z utęsknieniem czekam na kolejne części tej historii. Zapowiada się naprawdę wspaniale! :D Rozdział wyszedł świetnie. ;)
    A w wolnej chwili zapraszam do mnie. ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny!☺ uwielbiam czytać takie opowiadania! 😀 zapraszamy także do mnie, dopiero zaczynam 😘

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem i ja :D Nareszcie wróciłaś bardzo się cieszę. Lubię twoje opowiadania są cudowne serio. Czekam oczywiście na next i wpadaj do mnie na nowy rozdział :D
    http://neymarloveforever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Szablon by
InginiaXoXo