Zupełnie nie wiedziałam co mam powiedzieć. Przecież to jest przyjaciel Neymara! Jak on tak może? Kompletnie go nie rozumiałam. Powiedzieć tak do dziewczyny swojego przyjaciela w obecności jej chłopaka?
Neymar wstał, ja również. Spojrzałam pytającym i zdziwionym wzrokiem na mojego chłopaka. Na jego twarzy było widać zaskoczenie, niepokój i złość.
- Słucham? - zapytał Ney.
- No... Zakochałem się w niej. - wskazał na mnie i uśmiechnął się do mnie.
- Przecież to moja dziewczyna! - zdenerwował się Ney.
- Spokojnie. - szepnęłam mu na ucho i chwyciłam mocno jego rękę.
- Wiem, ale to jest silniejsze ode mnie. - wytłumaczył Cesc.
Neymar nie wytrzymał, wyrwał się z mojego uścisku i uderzył Cesca z pięści w nos, który ten stracił równowagę i się przewrócił.
Mój chłopak złapał mnie za rękę i zaczął iść w stronę mojego domu. Ja natomiast odwróciłam się i zobaczyłam, że chłopak, którego uderzył Ney cały czas leży. Zaczęłam się niepokoić. Przecież mógł uderzyć się głową o chodnik i umrzeć.
Zaczęłam wyrywać się, ale Neymar trzymał mnie mocno. W końcu jakoś mi się udało i podbiegłam do leżącego chłopaka.
- Dzwoń na pogotowie! - krzyknęłam do piłkarza, który zaczął iść w moją stronę.
Karetka przyjechała bardzo szybko. Gdy odjechała, odezwałam się:
- Jedziemy!
- Co? Gdzie? - zdziwił się.
- No jak to gdzie? Do szpitala!
- Nie. - powiedział stanowczo.
- Jak to nie? Przecież to twój przyjaciel! Mogło mu się coś stać.
- Taki z niego przyjaciel, że chce mi odebrać dziewczynę? Ja nie jadę i ty też nigdzie nie pojedziesz.
- Słucham? Kim ty jesteś żeby mi rozkazywać? Jadę! Cześć! - zaczęłam biec w kierunku mojego domu.
Wsiadłam w samochód, którym dawno już nie jeździłam, bo wszędzie podwoził mnie Ney. Jechałam bardzo szybko, nie zważając na znaki. Na ulicach było pusto. Zaparkowałam auto i wysiadłam. Weszłam do szpitala i podeszłam do jakiejś pielęgniarki, która wskazała mi, gdzie leży Cesc Fabregas. Biegiem ruszyłam w stronę windy i wjechałam na drugie piętro. Szukałam na drzwiach numerków. W końcu znalazłam. Usiadłam na wolnym krzesełku, których było tu pełno. Po około 20 minutach z pomieszczenia wyszedł lekarz. Natychmiast wstałam.
- Dzień dobry, panie doktorze. Karetka przywiozła niedawno tutaj mojego... - zawahałam się. - kuzyna. - zmyśliłam. - Nazywa się Cesc Fabregas. Co się mu stało?
- Tak. - potwierdził. - Pan Cesc został pobity, stracił równowagę i uderzył głową o chodnik. Robiliśmy badania. Wyniki są bardzo dobre.
Odetchnęłam z ulgą.
- A czy mogę teraz do niego wejść? - spytałam z nadzieją.
- Dzisiaj niestety nie, ale jutro będzie pani mogła.
- Dobrze, dziękuję.
Wyszłam ze szpitala, wsiadłam do samochodu i ruszyłam. Tym razem również jechałam bardzo szybko - po prostu chciałam jak najszybciej wrócić do domu i się położyć, bo byłam już mocno zmęczona, a oczy same mi się zamykały.
W końcu dojechałam, z czego się ucieszyłam. Od razu po wejściu do domu, pobiegłam na górę do mojego pokoju, przebrałam się w piżamę i położyłam się. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
---------------------
A oto rozdział 44 :)
Zabieram się za pisanie kolejnych rozdziałów. ;)
Ney ♥
Łał :o Cesc? Pobicie przez Neya :O Zaskoczyłaś mnie :) Czekam niecierpliwie na next i zapraszam do mnie na epilog :)
OdpowiedzUsuńJuż dodałam :)
UsuńWłaśnie już czytam epilog :)
Dziękuję ;*
OdpowiedzUsuń